środa, 7 lipca 2010

Szatański pomysł

>Właśnie do głowy strzelił mi iście szatański pomysł. Może od nadmiernej ilości biegania wieczorami, ale zaczęłam się zastanawiać nad rowerową wycieczką po Czechach :D Właśnie znalazłam ofertę dzięki której za 35 zł przez cały weekend można jeździć po Polsce aż do takich wspaniałych i znanych miejscowości jak Bohumin, Ostrava hl.n., a nawet Prerov. Wyjechać w piątek po 18 (wtedy zaczyna się okres obowiązywania biletu) w nocy dojechać do Czech, w sobotę rano wytachać rowery i pojeździć po Morawach, przespać się w namiocie, w niedzielę dojechać dalej aż do jakiejś stacji i w nocy wrócić do Polski (o 6 rano kończy się bilet).
Albo wersja druga - te 35 zł i tak wychodzi dużo taniej niż normalny bilet do Czech (za Otrokovice, kawałek za Prerovem płaciliśmy ponad 140 zł w jedną stronę) więc wyjechać w jeden weekend, cały tydzień rozbijać się rowerem z namiotem po Czechach i złapać powrotny w następny weekend. Ciekawe tylko jak mój rower (nieprzystosowany do wyczynowej jazdy, ba! wyłącznie do jazdy miejskiej po drogach) by to zniósł :D Że nie wspomnę o kondycji mojej i wspaniałej współtowarzyszki, którą mam zamiar do tego niecnego planu namówić używając argumentu - TANIO!
W najgorszym wypadku patent ten można zastosować przed przyszłorocznym Mastersem - wyjechać w weekend i dojechać do Prerova za 35 zł :D potem za grosze dojechać do Vizovic i przekoczować na dzikim polu namiotowym aż do środy gdy zaczynają się zbierać tłumy. Dzięki temu zamiast wydać 140 zł w jedną stronę wydamy 35, a więc na czysto - 105 zł :) Zamiast jazdy od razu do Vizovic w pon i wt możemy zatrzymać się w uroczych czeskich miejscowościach, robiąc sobie jeszcze wypad po Czechach.
Mi się taki plan podoba :D Na razie trochę na wariata opierając się tanie bilety i namiot, ale da się to jeszcze dopracować :)
Już słyszę ten tryumfalny głos: "i co? mówiłam, że się da tanio dojechać do Czech!".*
Bilet za 35 zł ma jedną tylko wadę... Żeby się nim dostać np. z W-wy do Prerova czekać nas będą przynajmniej 3 przesiadki. Ale czego się nie robi dla oszczędności!

Trochę wspomnień z najlepszego jak dotąd: wyjazdu w 2008 roku:



Dzikie pole namiotowe w Vizovicach - tak, na dachu przedsionka stoi woda :) Pod nią znajduje się ścieżka z kapsli "Branik", wzmocniona zasobem kapsli w 2009 roku.







Kawałek za Zlinem - bloki w szczerym polu (kukurydzianym). Podziwiane z okna kolejki Otrokovice-Vizovice.






Suszenie ciuchów po ulewie. Moja koszulka z Amon Amarth wisi przy wejściu. Wieczór wcześniej - widziałam ich na scenie przy grzmotach i błysku piorunów - najlepszy koncert w życiu. Ściana wody z nieba okazała się przeszkodą - jak nasz namiot okazał się przeciekać...




A to piżmak zamieszkujący rzeczkę w Vizovicach - to już rok 2009.






Czechy vy se moja laska!




* Cytat taki padnie oczywiście z ust wspaniałej towarzyszki, gdyż szanowna autorka lubi korzystać z pociągów bezpośrednich nawet jak ma nieco dopłacić.

3 komentarze:

Unknown pisze...

No jestem pod ekstremalnym wrażeniem tego planu, zwłaszcza jak sobie przypominam, że PEWNA OSOBA nie chciała jechać z przesiadkami do Płocka :P Powiem Ci dlaczego nie wykorzystamy tego patentu w połączeniu z Mastersem, przyczyna jest bardzo prosta - gdzie zostawimy rowery? W namiocie? :D Ale możemy tak zrobić bez rowerów, np. autostop czy coś i też będziemy do przodu. Argument TANIO jest zawsze jednym z najbardziej mnie przekonujących, dlatego tak sobie myślę o weekendzie przed Woodem, może 17-18 ? I tak później nie możemy, bo każda stoi na jakimś etapie poszukiwania stałego zajęcia :P Tak patrzę na te zdjęcia i umacniam się w przekonaniu, że cholera CHCE TO ZROBIĆ! :) Konserwy w torbę i jedziemy :)

Ethelen pisze...

Bo wyjazd miał być o 4 nad ranem!!! Nie zapominaj o tym fakcie!
Tak, przy wyjeździe na Mastersa bez rowerów, ale myślę, że na sierpień-wrzesień można by pojechać tylko celem rekreacji rowerowej. Trzeba tylko pozbierać adresy od naszych czeskich znajomych to ich odwiedzimy, wypijemy po parę piwek i niecnie skorzystamy z ich prysznica ;D

emma pisze...

Podziwiam ludzi którzy mają takie zwariowane marzenia i robią wszystko by je realizować :-)
Mi na przykład brakowałoby do tego odwagi, wziąć rower i w drogę. Ja to się gubię jak tylko znajdę się w nowym miejscu,więc takie wypady to dla mnie byłyby z lekka przerażające. Ale może za parenaście lat, jak będę starsza i troche bardziej 'niezależna' i pewna siebie, może wtedy naciągnę kogoś na coś takiego. Albo może i sama wezmę swój rower i pojadę do Dublina :D A pod drogą tylko będę musiała przepłynąć stateczkiem z Francji do Irlandii =D choć na dzień dzisiejszy to moja kondycja jest tak kiepska że jak 1 raz wsiadłam na rower to miałam zakwasy i problemy z oddychaniem jak się rozpędziłam za bardzo =d ah,musze więcej jeździc!!! Rower nowy,bo rok temu kupiony,prawie nie używany i płacze w garażu pewnie. musze mu okazać więcej uczucia.

A co do studiów II stopnia to zawsze to jakaś opcja. Ale musiałbym najpierw i tak znaleźć prace i na nie zarobić,bo moja renta rodzinna skończy się chyba równo jak zdobędę mgr. Więc nie ma mowy że dalej mogłabym studiować tak daleko poza domem bo nie miałabym za bardzo z czego się utrzymać. Ale na dzień dzisiejszy mam te wspaniałe 4 lata przede mną i to mnie cieszy :-)