czwartek, 17 czerwca 2010

Sztuka z wyciszonym Nergalem.

Przeglądałam stare notki zapisane na kompie, jeszcze z okresu wczesnego blogowania na onecie - lata 2003, 2004 i późniejsze. Miałam wtedy wyjątkowo dużo do powiedzenia na podstawie własnych refleksji. W pewnym momencie mi to uciekło i skupiłam się raczej na własnym życiu. Po dzisiejszej rozmowie z Martynem mam ochotę wrócić do tamtej konwencji. Pozwolę sobie zatem przytoczyć kilka naszych ustaleń. Temat na dziś:

Czym jest sztuka ?


Zgodziłyśmy się, iż sztuka nie istnieje bez odbiorcy. Nie ważne ile dzieł wypłodzisz do szuflady nawet jeśli są one bardzo dobre - pozostające w ukryciu nie trafią do odbiorcy, zatem sztuką zostać nie mogą. Podnosi to kolejną kwestię - skoro fakt uczestniczenia w wielkim, bliżej niezidentyfikowanym czymś nazwanym sztuką jest determinowany przez odbiorcę - jeden może ją uznać za "to coś", inny nie. Mniej więcej w tym miejscu skończyły nam się zbieżne poglądy. Dalej przedstawiam tylko własne, częściowo z przemyśleń wcześniejszych, częściowo powstałe dzięki stymulacji mózgu podczas dyskusji :)

Dla mnie sztuka musi spełniać jedną podstawową funkcję - katharsis, oczyszczenia duszy, umysłu. Powinna skłaniać do refleksji, nie zaś być pustą rozrywką którą serwuje się niczym papkę niemowlakowi. Nie uważam, że sztuką jest teledysk zagranicznej wokalistki, która czyni to samo co nasza rodzima gwiazdka (czyt. prezentuje swoje wdzięki), tyle, że za większą forsę. Tym samym jestem w stanie uznać za sztukę teledysk rodzimej grupy Behemot, który po wyłączeniu fonii (Nergal niestety na mnie Twoja mielona nie działa) okazuje się być całkiem ciekawym obrazem. Pozwolę sobie przeanalizować pierwsze, moim zdaniem najciekawsze 1,5 minuty.

Na początku mamy proste symbole odwołujące się do księgi rodzaju. Wąż, kobieta, upadające jabłko (grzech) - pierwszy poziom interpretacyjny. Potem podnosimy poprzeczkę wyżej - czego symbolem jest księga rodzaju? W mojej ocenie początku ludzkości, mitologicznym wyjaśnieniem skąd się wzięło życie na ziemi. Mniej więcej od ok. 40 sekundy - gdy pojawia się umiłowany panny Dodzieńki w tle widzimy niepokojący krajobraz. Skały, jeziora, szczyty. Znając zamiłowania Nergala możemy się spodziewać, że chodzi mu o piekło, co podkreśla także nawiązanie do jeziora (Jezioro Płomieni). Z drugiej strony wciąż pojawia się obraz drzewa. Czy autor próbuje nam przekazać, że tak jak niebo miało Eden i swoje drzewo, tak początek piekła również wziął się z tego samego drzewa widzianego w krzywym zwierciadle? Z tego co wiem to Biblia niewiele mówi o tym jak powstało piekło. A może to nie jest obraz piekła, tylko ziemi? Może Eden był metaforycznym ujęciem całej ziemi, a w momencie pierwszego grzechu połączyły się pierwiastki raju i piekła (tu raczej z przewagą piekła). Potem mamy obrazek płynięcia nad wodą - i znów może to nawiązywać do pogańskiego Styksu, a sam Nergal bawi się w Charona, Jeziora Płomieni - lub też ziemi.

Czemu rozkładam teledysk Behemota na czynniki pierwsze? Nie dlatego, że pałam do niego jakąś szczególną miłością. Jego muzyka mi nie leżała i nie leży. Dlatego interpretuję z wyłączoną fonią i przyznaję - nie przeczytałam tekstu. Niemniej dla mnie jest to sztuka - bo skłania ku refleksji. Powoduje, że włączają mi się szare komórki i zaczynam kombinować, łączyć różne symbole ze sobą i się zastanawiać - a może tak naprawdę nie ma dużej różnicy między piekłem, niebem i ziemią? Wszystko mogło się narodzić z jednego początku i wszystko w różnych proporcjach mamy na tej planecie. Tak naprawdę przestaję już myśleć o cierpiącym Darskim a zaczynam schodzić na tematy egzystencjalne (nomen-omen ciekawe z tego względu, że dzięki wychowaniu dosyć dobrze znam Biblię, a dzięki własnym przekonaniom pozwalam sobie na podważenie niektórych dogmatów).

Taka właśnie powinna być dla mnie sztuka - po pierwsze rozgrzewać szare komórki, po drugie skłaniać do refleksji. Teledysk At the left hand ov god sugeruje tytułem, że mowa raczej będzie o tych, którzy na sądzie ostatecznym staną po lewej ręce boga - a więc zostaną strąceni w piekielne czuleście (a swoją drogą piekielne czuleście to piękny zwrot - niesamowicie oddziałuje na wyobraźnię). Co nie przeszkadza mi mieć swojej interpretacji. Wybrałam go po pierwsze: bo nie lubię Behekota, a jednak doceniam teledysk, po drugie żeby pokazać, że sztuka to nie tylko zamierzchły okres Chopina, Rachmaninowa, Muncha czy jeszcze wcześniejszych starych, kochanych pierników, ale coś co żyje i jest tworzone współcześnie. Doskonalę zdaję sobie sprawę, że wiele osób na tą moją propozycję postuka się z politowaniem w głowę. Niemniej na podstawie kryterium myślenie+refleksja wybrałam ten kawałek. Każdy może wybrać inny. Pytanie tylko, czy zaproponowane przeze mnie kryterium jest słuszne? Tego właśnie dotyczył spór. Muszę się jeszcze nad tym zastanowić.


Brak komentarzy: